Mój komputer (i jestem praktycznie pewna, że nie tylko mój) musi znosić ze mną naprawdę wiele. Miliony zapisanych zdjęć i rysunków (na potem), ściągnięte na zapas wzory i schematy (bo kiedyś z nich na pewno skorzystam), setki otwartych witryn internetowych na raz (bo jak zamknę to o nich zapomnę, a tak są zawsze pod ręką) i to w dodatku w każdej dostępnej mi przeglądarce. Do tego dochodzą różne całkowicie niepożądane elementy, które ściągają się z ważnymi programami z sieci (a ja lubię eksperymentować z nowinkami). Nic więc dziwnego, że czasami mój komputer jest na granicy wytrzymałości. Na szczęście dobry antywirus oraz programy czyszczące w większości wypadków rozwiązują problem.

Nie brakuje dobrych programów antywirusowych
źródło: https://www.geckoandfly.com
Dobry towar od Chińczyków
Mój obecny program antywirusowy pokochałam w momencie gdy rozprawił się z rosyjskim wirusem podpinającym się niecnie pod przeglądarkę internetową – robak ten podmieniał moje ulubione wyszukiwarki na własne, fałszował wyniki wyszukiwania i otwierał własne strony. Renomowane (i drogie) programy poległy – sprawdził się dopiero darmowy antywir chińskiej (o dziwo!) produkcji.
Liczy się jakość
Oczywiście wiadomo, że dobry antywir to podstawa – szczególnie w dobie, w której prawie każda czynność wykonywana na komputerze jest w mniejszym lub większym stopniu powiązana z internetem. Chcąc nie chcąc, czasami wraz z upragnionym programem lub utworem dostajemy w pakiecie nie proszonych gości, którzy potrafią nie tylko utrudnić korzystanie z naszego sprzętu ale i nieźle nabroić na dyskach a nawet w systemie operacyjnym.

Wirusy mogą trafić do naszego komputera z różnych źródeł
źródło: http://www.pcmag.com/
Ostrożność nie zawadzi
Unikanie podejrzanych źródeł programów i przede wszystkim ich pirackich kopii pomoże ustrzec się przed wieloma problemami – choć u mnie wirus zawitał wraz z programem z, teoretycznie, legalnego źródła,