Na samym finiszu Starego Roku nie sposób nie pomyśleć choć raz o noworocznych postanowieniach. Z jakiegoś powodu ludzie uważają, że początek Nowego Roku to idealny moment na wprowadzanie życiowych zmian, podejmowanie wielkich decyzji i robienie ambitnych planów na przyszłych. I choć osobiście uważam, że każdy moment w ciągu całego roku jest dobry na planowanie, zmienianie i podejmowanie wyzwań, to i ja zazwyczaj ulegam presji nadchodzącego roku.
W gąszczu noworocznych postanowień
Przez te wszystkie lata przeszłam już chyba przez wszystkie możliwe fazy tworzenia noworocznych planów. Od wielkich wyzwań, poprzez zupełnie nierealne marzenia aż po całkowitą rezygnację ze spisywania jakichkolwiek postanowień. Wiele wody w naszej polskiej Wiśle upłynęło zanim nauczyłam się jak robić postanowienia tak, aby pod koniec roku nie płakać rzewnie z frustracji spowodowanej kolejnym rokiem niespełnionych obietnic.

źródło: http://indiereader.com/
Mierzę siły na zamiary
Nie rzucam się już na za głęboką wodę, nie bujam w obłokach i nie zakładam, że dokonam czynów oraz, że osiągnę rzeczy, których nie jestem w stanie dokonać i osiągnąć. Nie zakładam, że uda mi się objechać Świat. Zamiast tego wyznaczam sobie małe, bardziej realne cele. Czasami zamiast „zrobię” postanawiam „zacząć” – to naprawdę działa!
Tylko konkrety
Skończyłam także z wypisywaniem haseł w stylu: „bądź szczęśliwa”, weź się w garść” albo zrób coś z sobą” – tutaj chyba nie trzeba nic wyjaśniać. Po prostu tych rzeczy nie da się ot tak – zaplanować.

źródło: http://www.borongaja.com/
Plan do planu
Razem z noworocznymi założeniami robię też listę wspomagającą, na której wszystkie moje postanowienia są rozpisane z podziałem na sposoby i środki na ich realizację. Większe cele dzielę na mniejsze i to na ich realizacji skupiam się w ciągu całego roku. Tym sposobem moje postanowienia realizują się praktycznie same.